23 listopada 2017

CT scan z kontrastem.

Dzisiaj był doroczny skan moich wnętrzności, który raz w roku będę miała robiony, żeby wykluczyć jakiekolwiek przerzuty. Nikogo o niego nie musiałam prosić, nikt nie zapytał czy chciałabym, nikt nie zapytał ani nie wspomniał o kosztach. Po prostu na kontrolnej wizycie mój lekarz onkolog stwierdził, że dostanę do domu list z terminem skanu i opisem jak się do niego przygotować, a po badaniu jak wszystko będzie w porządku, dostanę list od niego z opisem wyników badania. Godzinę przed badaniem miałam wypić około 0.8 litra wody, być na CT 15 minut przed badaniem, wypić jeszcze kubeczek, odpowiedzieć na standardową listę pytań i do maszyny.
Przyjechałyśmy oczywiście punktualnie i w recepcji usłyszałam, że moja tłumaczka już na mnie czeka. Tłumaczkę dostałam znaną mi, moją cudowną szczeciniankę, więc się wyściskałyśmy, wymieniłyśmy radosne okrzyki i już technik wołał moje nazwisko. Technik wart opisania, bo śmiech miał od ucha do ucha, fryzurę wyczesaną w kosmos, czyli na czubku głowy burza loków postawionych na baczność. Perfekcjonista w każdym calu. Dostałam poduchę pod głowę, mogłam wybrać rękę do pokucia i dostałam pięknym angielskim instruktaż, co kiedy mam robić. Dwa próbne skany dla komputera, później pod nadzorem podany kontrast i dwa kolejne skany. Na koniec kilka żartów z moją kochaną tłumaczką i byłam wolna z życzeniami dalszego życia bez raka. Po prostu perfekcja, normalność i szacunek na każdym kroku. A w mojej głowie jedno pytanie:
- Dlaczego w moim kraju to jest niemożliwe? Dlaczego? Dlaczego? - i zero odpowiedzi.
Czasem bywa dość dobrze, ale o rutynie dobrego nie ma mowy. A moje domysły nie nadają się do publikacji, więc zostaną w głowie i może kiedyś....
Nasze podsumowanie przed opłaceniem biletu za parking było szybkie. Wjechałyśmy na parking o 11:35 a o 12:15 wyjeżdżałyśmy z parkingu szpitalnego. Jak na najważniejsze badanie w tym roku poszło nam nad wyraz sprawnie.
Technik pewnie na moim badaniu zyskał kwadrans czasu, więc spokojnie będzie miał w zapasie przy pacjentach z oddziału, czy starszych. Wcale się nie dziwię, że tutaj nigdzie nie ma tej atmosfery pośpiechu i ukradkowego patrzenia na zegarek. Gdzie tylko to możliwe, wszystko jest w systemie opracowane do wykorzystania wg schematu.
No więc jak już usiadłyśmy z córką w aucie, usłyszałam:
- Mamo masz paszport i prawko przy sobie? Dobrze byłoby żebyś miała własne konto bankowe.
Już dawno zapomniałam o tym, że chciałam mieć angielską kartę do bankomatu, bo zawsze mam jakąś kartę z pieniędzmi, a teraz będę miała swoje osobiste konto w najlepszym angielskim banku i poczuję się jak tubylec.
Po powrocie do domu, sprawdziłam przepis na biszkopta i jak wreszcie wypłuczę z siebie kontrast, to zejdę na dół i zrobię ciasto na jutro. Przychodzi Liz i będziemy prowadzić konwersację po angielsku. Mam nadzieję, że nie dwie godziny jak w poniedziałek, bo potem mam problem z polskimi słowami. Ale chyba właśnie o to w tym chodzi, żeby skupić się na tym co chcemy powiedzieć po angielsku i nie myśleć po polsku.

Kto pomyślałby, że wyjadę z Polski bez znajomości języka angielskiego po pięćdziesiątce i przed sześćdziesiątką będę przykładać się do angielskiego z roku na rok bardziej intensywnie.
To cudowne uczucie, żyć z uśmiechem na twarzy, radością w sercu, ciesząc się tym wszystkim co niesie nam kolejny dzień, wiedząc, że nie jesteśmy sami i mamy obok siebie kochające osoby dla których jesteśmy ważni nawet jak zaserwujemy sobie Dzień Lenia.