20 listopada 2017

A życie płynie cienkim strumieniem....

Dzisiaj czas na kiszonki. W polskiej tradycji są one obecne głównie pod postacią kiszonej kapusty i kiszonych ogórków. Co prawda lubimy też kiszone oliwki, śledzie z beczki i jeszcze kilka rzadziej używanych kiszonek, takich jak buraki kiszone, czy kiszona brukselka.
Ponieważ jakiś czas temu opanowała mnie miłość do natury w sposób graniczący z obsesją bo mojej rodzinie bardzo pasuje chleb na zakwasie i właściwie, tak dopracowałam metodologię pieczenia chleba w domu, że od czasu do czasu poza chlebkiem dla domu, chlebek domowy dostają dobrzy znajomi zamiast gifta, żeby wiedzieli, że ich lubię i chcę ich mieć długo zdrowych. Zresztą oni mnie rozpieszczają wielokrotnie bardziej. Liz poświęca mi dobrych kilka godzin w tygodniu i prostuje mój angielski z efektem godnym mistrza. A Rafał... poza instruktażem, jak zabrać się do zrobienia kiełbasy w domu, podpowiada w temacie wędzenia. Więc jestem pod dobrą opieką praktyków, żeby poradzić sobie w tym świecie mówiącym innym językiem i mającym tak wiele zwyczajów odbiegających od tych, które przywieźliśmy ze sobą z kraju nad Wisłą.
No ale miało być o kiszonkach, bo jestem w trakcie lektury "Dzikiej fermentacji" i coraz bardziej wciąga mnie kolejna pasja: kiszonki. A ponieważ ukisić można wszystko, to zbieram wiedzę tajemną, żeby w kolejnym roku dorzucić do naszej kuchni kilka tak smacznych kiszonek. Może nawet nie będę czekała do kolejnego roku. Myślę, że eksperymentować mogę i na tym co oferują tutejsze markety, a oferują szeroki zakres warzyw, a koper jest dostępny przez cały rok.
A na razie pierwszy raz wędziliśmy. Na początek poszły ryby. Zrobiłam wszystko jak kazali i oddałam mężowi do dalszego czarowania. No i wniósł do domu uwędzone rybki i tekst:
- Jeszcze kilka rzeczy muszę w zadymiarce poprawić i będzie idealnie. - Znaczy chwycił bakcyla i wędzarenka będzie w użyciu częściej. A ja szykuję sobie mięso do robienia kiełbasy. Wiedza tajemna ogarnięta w stopniu umiarkowanym i teraz wypada wiedzę tajemną zacząć wiązać z praktyką. Nasz dom nabiera kształtu o jakim zawsze marzyłam. Ciepło, przyjaźnie i pełna współpraca na wszystkich frontach. Malwina zrobiła mi shop z moimi ręcznymi tworami i wzięła to wszystko pod opiekę. Ja po prostu nie znam się na sprzedawaniu i zarabianiu pieniędzy. Jakiegoś talentu musiało zabraknąć. A trochę za późno zrozumiałam, że istotniejsze jest zarabianie pieniędzy, niż oszczędzanie na wszystkim. Więc w domu wzięłam ten dział, na którym się znam i zostawiłam lepszym to na czym się nie znam. Dzięki temu mogę kupować, to co jest mi potrzebne i nie zastanawiać się nad ceną w chory sposób:
- A po co? A tańszego nie ma? A musisz to mieć? 
Po prostu, kiedy wiem, że jest niezbędne w kuchni, szukam jedynie miejsca, gdzie to postawię i kupuję. Tak było właśnie z paste maker do robienia makaronu, lasagne i ravioli. Po prostu Dominika uwielbia rosół, a ten z domowym makaronem jest dla niej perfecto, do tego wszyscy lubią lasagne i pierogi, a i miłośników spaghetti u nas nie brakuje. Więc zamiast kupować kilka paczek makaronu, korzystam z mąki, którą mam do chleba, bułek itd i robię od czasu do czasu domowe makarony, pierogi, lasagne i makaron do najlepszego sosu na spaghetti Malwiny. Miejsca nie zajmuję więcej, a smak zyskuje.
I tym sposobem doszłam do miejsca gdzie już niewiele rzeczy zostało mi do nauczenia. Co prawda pomysłów nadal mi nie brakuje. Pracy również, ale muszę trochę zwolnić bo teoria też jest ważna i czas na książki musi być.
No i zasoliłam 7 kilogramów mięsa... za dwa tygodnie wędzenie, próba nr 2.
Jutro wizyta w szpitalu na CT, a w naszym domu powoli budzi się klimat świąt.... Ale to już następnym razem...