15 października 2017

Tydzień na obrzeżach życia.

Normalni ludzie po kilku dniach leżenia wstają i są zdrowi, a ja oczywiście normalna nie jestem. Co prawda już próbuję wstawać i snuję się po domu jak cień, obijając się o same zakazy. Usiądź, odpocznij, nie próbuj tego robić, bo wywiozę do szpitala i tak na okrągło. Na szczęście ból zaczął schodzić, a przyczyna leży w sprzęgle, które nieopatrznie wzięłam od kuriera i postawiłam na schodach. Na to nałożył się tydzień biegania po lesie za grzybami, trochę deszczu, który złapał mnie w drodze do domu i po prostu rzuciło się na dwa mięśnie oplatające dno macicy od kolan. Żeby było śmieszniej to dotknęło nerek i tak po całości dało mi popalić. Wreszcie dostałam leki przeciwzapalne i zaczęło przechodzić. Co nie zmienia faktu, że dzisiaj nadal moja córka zabrania mi cokolwiek robić, jedyne na co dostałam zgodę, to możesz mamo do obiadu zrobić surówkę z kapusty, bo do schabowych będzie pasowała.
Zrobiłam i usłyszałam:
- A teraz idź poodpoczywać, zawołam ciebie na obiad jak skończę.
No ale ile można nic nie robić? Ile można czytać ciurkiem książki i instrukcje do wędzarni? Ja już chcę praktycznie sprawdzić zdrowe jedzenie z własnej kuchni, a nie czytać zaledwie o pichceniu, wędzeniu i robieniu kiełbas.
Gdzieś ostatnio przeczytałam, że życie po raku, to już zupełnie inne życie. I muszę się z tym zgodzić, chociaż cały czas próbuję żyć normalnie, nie myśląc ani o raku, ani o nawrotach. Ale kiedy przychodzą takie dni, kiedy pot z czoła nie chce znikać, kiedy boli najpierw ostrzegawczo, a kiedy próbuję sobie wmówić, że to zwykłe informacje od życia, że żyję i funkcjonuję, okazuje się że mnie skręca w ślimaczka, pot leje się od czoła po same pięty szerokim strumieniem, a siły idą się walić i opuszczają zupełnie pole walki, to wraca strach, wraca cały arsenał złych podpowiedzi i nie pozwala normalnie spać, nie pozwala działać w zwykłym trybie, a głowa, córka i telefon podpowiadają że trzeba mocno zwolnić, trzeba zapomnieć o dźwiganiu i byciu aktywną babcią. Czy ja to zaakceptuję? Muszę, jak chcę żyć. Muszę też uwolnić głowę od myśli o raku, kolejnych etapach życia po raku, a może obok raka. Krótkoterminowe skutki radio i chemioterapii przeżyłam, teraz wystarczy nauczyć się żyć z tymi długoterminowymi skutkami terapii ratującej życie, bo wypada pamiętać, że to była walka o życie. A to udało się uratować. Wiem, że marudzę, że wielu powie, że przesadzam i może wg nich przesadzam. Ale dla mnie moje życie jest najcenniejszym darem, którego nie mam ochoty stracić.
- Nie podoba się?
- Dlaczego mnie to nie dziwi?
Mojemu mężowi, córce i wnuczce podoba się moje nowe wcielenie egoistki, nie dziwią się, kiedy idę poleżeć, czy pospać w ciągu dnia, zamiast gotować obiad. Oni rozumieją, nawet Maciek łapie o co w tym wszystkim chodzi. A jeśli ktoś nie rozumie? Tak to w życiu jest, że na wszystkie pytania nie dostajemy odpowiedzi i musimy sami szukać tych odpowiedzi, bez wsparcia i podpowiedzi, albo żyć w nieświadomości.



Brak komentarzy: