27 maja 2017

Sobota jeszcze przed upałem.

Kolejny tydzień za mną. Był pracowity, bo domownicy wpadający do domu jak po ogień, lista zadań do wykonania, nad którą w pewnym momencie straciłam kontrolę, wrzuciłam więc do kosza i zrobiłam swoje w swoim tempie. A że góra zaległości urosła? Nie patrzę w stronę gór i buduję listę, kto co ma do zrobienia jak wreszcie zacznie być normalnie. Mówią, że kolo wtorku, więc tyle wytrzymam nawet na igłach.
Na poprawę humoru zamówiłam sobie piękne dwa zestawy akwarelek z Primy i dysk do zrobienia porządku w moich zabytkowych już zdjęciach. Ale to przyjdzie dopiero po niedzieli więc dzisiaj mam nastrój na album, właściwie powinnam zrobić kilka takich albumów, bo wypada mieć coś w zanadrzu, ale zacznę od czarnej bazy wg tego tutoriala:


O ile temperatura nie przekroczy zaczarowanych 27 stopni Celsjusza, przy której ręce zaczynają się kleić do papieru i robienie czegokolwiek przestaje być przyjemnością.

A z ciekawostek angielskich dzisiaj będzie medycznie, więc jak kogoś temat nudzi to może sobie odpuścić dalsze czytanie. 
Pierwsza sprawa to lekarze z Azji. Przeczytałam ostatnio gdzieś na forum, że mamy z Polski nie znoszą lekarzy innego koloru skóry niż biały i tak sobie pomyślałam, że mój onkolog jest bardzo śniady i pochodzi z Azji, tak samo jak moja lekarka pierwszego kontaktu i żeby nie wiem co nie wymienię ich na nikogo innego na dzisiaj, bo są profesjonalistami, są bardzo ludzcy i konsekwentni w opiece nade mną. Ale problem polegał nie na kolorze skóry, tylko na niechęci do podawania antybiotyków na przeziębienia. I tutaj rozumiem polskie mamy, bo wiem, że w Polsce istnieje zabawa w profilaktyczne podawanie antybiotyków, tak na wszelki wypadek, od czego Anglicy odeszli i kontrolują to czy przy grypie wylezą powikłania (wtedy antybiotyk będzie precyzyjnie dobrany), albo organizm zwalczy wirusa i nabędzie większej odporności na kolejnego. Sama z wnuczką przez rok chorowałyśmy na wszelkie odmiany gryp, przeziębień i kaszlów, a na dzisiaj obie nabyłyśmy niezłej odporności na tubylcze wirusy i jest całkiem dobrze. No ale każdy wybiera własną drogę wychowywania własnych dzieci i nic mi do tego. Namawiam tylko do zastanowienia się, czy problem tkwi tam gdzie go sobie wymyśliliśmy, czy w błędach w logice.  I jeszcze kamyczek do naszego ogródka. Zostało mi kilka tabletek z przypisanych na receptę i tutaj nie muszę iść do lekarza, odstać w kolejce, tłumaczyć lekarzowi że nadal chcę je brać i czekać na zgodę że mogę je brać.
Tutaj wchodzę na stronę systemu przychodni (to system centralny, gdzie każdy zarejestrowany w przychodni może sobie wyrobić w recepcji) loguję się i mogę zadać pytanie w temacie zdrowia, zamówić leki które zostały przypisane przez lekarza i dowiedzieć się, kiedy w naszej aptece będzie on do odbioru (przeważnie za 3 dni jest do odbioru) albo dlaczego nie dostaniemy tego leku bez spotkania z lekarzem, technikiem czy pielęgniarką (rutynowe pytania). Również możemy zapisać się na wizytę w wolne terminy naszego lekarza czy lekarza zastępującego. Proste, działa bez zarzutu i oszczędza czas obu stronom. Tym sposobem dzisiaj rano zamówiłam sobie leki na stronie, które w poniedziałek odbiorę w mojej aptece podając swoje dane i adres, a torebka z lekiem będzie opisana dokładnie co do używania leków i danych pacjenta. Znowu prosto, bez nerwów i tracenia czasu i nerwów. Więc jak czytam o inteligencji, to wybaczcie, że już nie zachwycam się żadną polską szkołą, bo po owocach ich poznacie...

Brak komentarzy: