2 grudnia 2016

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta.... a mnie się nie chce... chce mi się bawić w kartki, w bombki, w jakieś ozdoby świąteczne, ale w święta.... zakupy i nasiąkanie pozytywną atmosferą jest o niebo przyjemniejsze. Ale ostatnie dni to dni pełne zajęć, pełne planów, ich realizacji i zmieniania umów, szukania rozwiązań najlepszych z dobrych. Po prostu nie ma kiedy taczki załadować, takie tempo prac..
Dzisiaj wyjątkowo udało mi się wylądować w łóżku przed 20tą i mój kręgosłup odpoczywa a głowa planuje co jeszcze da się dzisiaj załatwić, żeby jutro było mniej do zrobienia.
No i znowu piszę notatkę na raty. Dzisiaj Malwa rozpoczęła pracę w dzień. No i Dominika zderzyła się z dziadkowymi zasadami od rana. Oczywiście okręciła dziadka w około palca, zrobiła wszystko po swojemu i zasiadła do śniadania z miną zwycięzcy.
- Babciu, zrobisz mi kucyka? 
- Jasne. Ale masz już długie włosy.
- Wiem.
No i tyle ją widziałam. Teraz już uśmiech nie schodzi z jej twarzy. Czasem jeszcze potupuje, ale od razu przybiega i szepce:
- I tak ciebie kocham babciu. 
- Ja też ciebie kocham Dominiko, nawet jak jesteś niegrzeczna i się na ciebie złoszczę. Masz o tym pamiętać
- Przecież pamiętam, mama też tak zawsze mówi i ja też was kocham nawet jak krzyczycie i muszę pokrzyczeć. - Taka rodzina mi wyrosła. Nawet dziadek to akceptuje i daje radę.

Minął już prawie miesiąc od wyprowadzki Maćka i chyba to była dobra decyzja dla niego i dla Malwiny. Życie ogarnięte, moje auto odzyskało ogrzewanie na zimę, kominek zyskał obudowę, w garażu zapanował tidiness, a w domu clarity i chyba wszystko zaczyna się układać.
Pewnie dlatego postanowiłam troszeczkę rozpieścić moje dziewczyny, ale o tym na razie nic nie powiem. Może raz w życiu uda mi się chociaż namiastka niespodzianki.

Dzisiaj od rana... kolejny dzień tworzenia tej samej notatki.... boli mnie cycek. Ani nic zrobić, ani zebrać się w sobie. Poleżałam do południa, wstałam bo musiałam odebrać Dominikę ze szkoły. Później festyn w szkole i trochę sympatycznych wymian uprzejmości po angielsku. Normalnie zaczynam rozumieć co mówią do mnie.. Dominika rezolutnie oprowadziła mnie po wszystkich stoiskach. Dumnie odliczała pieniążki na loterię i muszę powiedzieć, że z matematyką daje sobie świetnie radę. Ten kiepski system angielski na poziomie 6 latków uczy ułamków, dzielenia i mnożenia. Na sobotę dostaje Homework do wykonania w domu, czyli kilka stron liczenia z systematyką dla rodziców... Jak na razie nic z wiedzy o angielskiej szkole w Polsce nie pokrywa się z naszym doświadczeniem.... No ale nie musi przecież...
Przepraszam, ale chyba znowu poleżę, a moja kochana wnuczka poogląda z babcią bajki z łóżka....
Za dwa tygodnie kontrola i zobaczymy co powie mój kochany pan doktor....

Brak komentarzy: